Są takie perfumy, które komplementują skórę, jej czystość i miękkość. Przyjemnie układają się na niej, ozdabiają ją nutami słonecznych ciepłych kwiatów, otulają światłem. Są takie perfumy, które połyskują na skórze słonymi kropelkami morskiej bryzy i sprawiają, że pachnie ona słono i jednocześnie świeżo. Są wreszcie takie perfumy, w których nuty drzewne nadają głębię i wyrazistość, sprawiają, że zapach jaki roztacza nasza skóra staje się zmysłowy i głęboki. Są też takie perfumy, które na skórze układają się jak łąka pełna zielonych traw.
Czy to możliwe, aby wszystkie te pozornie niepasujące do siebie zapachy połączyć w jednym flakonie? Jak pachniałyby takie perfumy? Odpowiedzią jest najnowsza propozycja zapachowa Naturally Fierce marki Abercrombie&Fitch, zapach którym wypada się delektować…
Naturally Fierce to zapach bardzo złożony, a jego nieoczywisty charakter ukazuje się już w otwarciu. Początkowe nuty to kaktus, agawa i słoneczne kwiaty. Ich mieszanka od pierwszej chwili jest wyjątkowa i niepowtarzalna. Otwiera się świetliście, niczym miliony mikro kropelek świeżości. Ale to nie jest świeżość oczywista, jaką znamy z wielu kompozycji zapachowych. To raczej mamy nowy wymiar świeżości, która jest spokojna, ale też wieloskładnikowa, złożona. Lekka, ale jednak pachnie zdecydowanie. Z pewnością nuty kaktusa stwarzają właśnie takie wrażenie nieoczywistej świeżości. Z czasem ta świeżość nabiera delikatnego morskiego niuansu. Lekko słone i mineralne nuty osiadają na skórze i układają się obok słonecznych kwiatów. Moje skojarzenia od razu przesuwają się w stronę skalistej plaży, na której ktoś poukładał kwiaty plumerii i kwiaty pomarańczy. Białe kwiaty na tle szarych pełnych minerałów, skał wygrzewają się w gorącym słońcu i roztaczają swój aromat. Robią to jednak delikatnie, wcale nie chcą dominować. Są jak muśnięcie, lekkie, słoneczne, świetliste. Letni wiatr przenosi ich aromat na skórę razem z morskimi kroplami. Na tej samej plaży są też kawałki suchego drewna, które morze wyrzuciło na brzeg, a słońce, piasek i letni wiatr osuszyły. Te drzewne nuty dodają zapachowi głębi, może też trochę tajemnicy. Drewno sandałowe jest tu suche i ciepłe, porozrzucane w pobliżu kokosowej palmy, która gubi swoje owoce. Jak się okazuje kokos, a właściwie jego chropowata drapiąca skóra, jest w tych perfumach ważnym składnikiem. Tak naprawdę jednym z wielu, które dopełniają całości, ale też jest wyraźnie i długo wyczuwalny. Nuta kokosowa w tych perfumach to kolejna nuta, która ustanawia zapach jako nieoczywisty. Ten sam drapiący kokos w pewnym momencie staje się bowiem kremowy i gładki, niemal jak mleczko kokosowe.
I tak właśnie zapach się zmienia. Takie przejścia i zmiany są w tych perfumach pewną grą, która jest wyrafinowana i przenosi zapach na wyższy wymiar. Powiem to szczerze i wprost – wymiar niszowy. Kompozycja jest wielowymiarowa, głębokie nuty drzewne pięknie łączą się z rozmytymi przez morską wodę kwiatami, a słone akcenty zdobią skórę mikro kropelkami świeżości. Ten zapach jest więc drzewny, i kwiatowy i morski i zielony jednocześnie. Czegoś tak wyjątkowego nie miałam okazji doświadczyć już od dawna. W moim opisie zapachu świadomie nie używam określeń – zapach damski czy męski. Choć perfumy przeznaczone są dla kobiet, pachną tak uniwersalnie, uniseksowo, że równie dobrze mogą nosić je też panowie. Jestem pewna, że na każdej skórze ten zapach zagra własną melodię i ułoży się w sposób nieoczekiwany. Na pewno najpiękniej zagra właśnie teraz, podczas jeszcze ciepłych i słonecznych jesiennych dni, bo to zapach schyłku lata i początku jesieni. Zapach pustej opuszczonej plaży, na której szumi wiatr i morskie fale, zapach spokoju i refleksji. Wreszcie jest to zapach skóry, opalonej, mokrej od wody, osuszonej przez wiatr i pachnącej kaktusem, agawą, kokosem, drewnem i białymi słonecznymi kwiatami.
nuty głowy: woda kaktusowa, słodka agawa, słoneczne kwiaty
nuty serca: woda z kwiatem pomarańczy, plumeria, kremowy kokos
nuty bazy: ciepłe drzewo sandałowe, wetiwer, mech.