Wakacyjny wygląd to pofalowane od morskiej wody i rozwiane przez wiatr włosy, skąpe bikini, naszyjnik z muszelek i koniecznie opalona skóra! W taki sposób wiele kobiet pragnie przywitać lato i cieszyć się nim jak najdłużej. Latem chcemy wyglądać jak byśmy właśnie wróciły z urlopu, nawet wówczas kiedy ciepłe miesiące spędzamy w mieście.
Naturalna opalenizna wygląda pięknie, jeśli opalamy się z umiarem. Aby zachować ją dłużej warto wspomóc się odpowiednio dobranymi kosmetykami. Na plaży również nie chcemy wyglądać blado, więc wtedy także możemy sięgnąć po kosmetyki od zadań specjalnych. Takim kosmetykiem, który zawsze pojawia się na pierwszym miejscu listy wakacyjnych niezbędników jest samoopalacz. Dlatego jeszcze przed rozpoczęciem sezonu staram się przyjrzeć produktom samoopalającym bliżej, a jakiś samoopalacz musi pojawić się w mojej kosmetyczce. Dziś chcę przedstawić swoją opinię o kosmetyku, który jest najlepszym w swojej kategorii i jest jednocześnie nowością na wiosnę i lato 2018.
Marka St. Tropez słynie ze świetnej jakości samoopalaczy. Rok temu miałam okazję sprawdzić na własnej skórze kilka nowości, które okazały się bardzo dobre i z których byłam zadowolona. W tym roku marka zaskoczyła mnie jeszcze bardziej samoopalającą pianką wodną Bronzing Water Mousse.
Kosmetyk nawet w opakowaniu nie przypomina w niczym klasycznych samoopalaczy. Przez cieniowane opakowanie widać wyraźnie, że kosmetyk ma wodną konsystencję i jest przejrzysty jak czysta woda. Po naciśnięciu pompki wydobywa się puchata pianka o ślicznym tropikalnym zapachu! Tak, to kolejna cecha, która odróżnia ten kosmetyk od typowych samoopalaczy, nie mamy tu nieprzyjemnego aromatu. Zamiast niego pojawia się świeży tropikalny zapach, który natychmiast przywołuje skojarzenia z rajską plażą, białym piaskiem i błękitną wodą. Dokładnie takie kolory ma też opakowanie kosmetyku.
Tropikalny zapach wyczuwalny jest nie tylko w trakcie aplikacji, ale też jeszcze przez jakiś czas po niej. Po wielu godzinach od aplikacji, jeśli nałożymy większą ilość pianki daje się wyczuć lekki zapach samoopalacza, jest on jednak subtelny i został on zniwelowany do minimum. Lekka, przejrzysta formuła pianki wodnej zawiera w 100% naturalne substancje samoopalające, ekstrakt z kwiatów tropikalnego hibiskusa, który chroni skórę przed szkodliwym działaniem środowiska i orzeźwiającą wodę z zielonych mandarynek, która dodatkowo odświeża i nawilża skórę. Piankowa konsystencja jest leciutka jak piórko albo powiew wiatru, ledwie czuć ją na skórze. Ultralekka formuła, natychmiast wchłania się w ciało i nie przenosi się na ubranie. Wystarczy zaledwie kilka godzin i na skórze pojawia się naturalnie wyglądająca, pozbawiona smug złocista opalenizna. Zaleceniem jest pozostawienie pianki przez 4 do 8 godzin, aby uzyskać piękny złoty brąz.
Nadająca najbardziej naturalny złoty odcień opalenizny pianka ma działanie ochronne i pielęgnacyjne. Ciało zyskuje piękny naturalnie wyglądający kolor, bez pomarańczowych tonów i bez zacieków. Opalenizna, która się pojawia po użyciu pianki jest równomierna i sprawia, że skóra wygląda zdrowo, ma piękny słoneczny ciepły odcień. Kolor jaki uzyskujemy po nałożeniu jednej warstwy określiłabym jako średni brąz w stronę jasnego. Efekt możemy oczywiście stopniować dokładając drugą warstwę albo używając kosmetyku częściej. Jeśli chodzi o sposób aplikacji na skórę, to pianka rozprowadza się bardzo przyjemnie. Najlepiej i zdecydowanie najwygodniej nakłada się ją gąbkową rękawicą. Zniwelowany do minimum typowy dla samoopalaczy zapach i pojawiający się zamiast niego świeży aromat tropikalnych kwiatów sprawiają, że ten samoopalacz zajął pierwsze miejsce w moim osobistym rankingu. Nie ma sobie równych , to kosmetyk który uwielbiam i bez którego od tej pory nie wyobrażam sobie lata!
Używacie samoopalaczy? Mieliście okazję używać kosmetyków marki St. Tropez?