Dziecięce marzenia…
Moje marzenia i myśli często krążą w tajemniczym i kuszącym zapachami świecie… To świat perfum oczywiście. Ale nie tylko. To cała moc wrażeń i wspomnień ulotnych jak skrzydła motyla.
Pierwsze impresje zapachowe i kosmetyczne, które kojarzę to czasy wczesnego dzieciństwa. Pamiętam, że już jako mała dziewczynka wpatrywałam się z zapartym tchem jak moja ciotka robiła makijaż. Śledziłam każdy jej ruch, bacznie przyglądałam się kolorowym paletkom, które brała do rąk, by nakładać kolory na twarz. Ze zwykłej niewyróżniającej się osoby zamieniała się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki w kobietę uwodzicielską, romantyczną, czasem drapieżną, wiedzącą czego chce… oraz mającą świadomość jak osiągnąć zamierzony efekt. Widzę jej odbicie w lustrze, widzę spojrzenie spod czarnych rzęs. Pamiętam również, że lubiłam wchodzić do jej łazienki, gdzie zawsze tuż przy tafli lustra stał krem… słoiczek ze złotą zakrętką skrywający bladoróżową puchatą zawartość, pachnący fiołkami – przechowuję to w zakamarkach pamięci niczym cenny obraz. To obraz moich dziecięcych pasji i zamiłowań. Wspominam również z sentymentem jej sypialnię, urządzoną w białym kolorze, ogromne łóżko z zagłówkiem w kształcie wnętrza perłowej muszli oraz najważniejsze dla mnie miejsce w jej domu – toaletkę z pięknym, dużym lustrem. Na toaletce zawsze stały wymyślne flakony z perfumami luksusowych marek takich jak Dior czy Chanel… Jej sypialnię wypełniało światło, to usytuowanie jej od wschodniej strony domu sprawiało, że uwielbiałam spędzać tam przedpołudniowe wakacyjne godziny. Wdychałam całą pojemnością płuc mocne opary drogich perfum, patrzyłam na promienie letniego słońca przebijającego przez delikatną firankę poruszaną najmniejszym tchnieniem wiatru. Byłam wtedy beztroska, z głową pełną marzeń, otwarta na to co nowe i na to czego jeszcze przyjdzie mi się w życiu nauczyć. Także o perfumach. To był początek mojej zapachowej przygody.
Inne skojarzenia są z lat wczesnoszkolnych. Pamiętam moją nauczycielkę, Panią od historii. Była delikatną, eteryczną i filigranową blondynką, bardzo zgrabną i naprawdę ładną kobietą. Zawsze zadbana, zawsze ładnie ubrana, co w czasach końca lat 80- tych było naprawdę niełatwe. Wyróżniała się z grona innych nauczycielek. Ale było coś, co sprawiało, że tworzyła wokół swojej osoby specyficzną aurę. To były jej perfumy. Zapach pochodzący zapewne z pięknej, tajemniczej dla mnie buteleczki połączony z jej zapachem. Kiedy przechodziła pomiędzy ławkami czułam ten aromat. Perfumy były kwiatowe, miały też nuty zwierzęce i jeden składnik, który urzekał mniej najmocniej, który nadawał całej kompozycji ostateczny kształt, podkreślał nuty kwiatów, prawdopodobnie jaśminu, który do dziś tak bardzo kocham w perfumach. Nigdy nie odnalazłam tajemniczego flakonu pełnego tak wspaniałej zawartości. Zapachy, które znam i które chyba najlepiej pasują do moich dziecięcych wyobrażeń to zapewne któraś z trucizn Diora… ale nie mam takiej pewności… Ciekawe czy kiedyś odkryję tajemnicę tego zapachu??? Tak. Bardzo bym chciała, choć takie niedopowiedzenia też mają swój urok…