Zima to niełatwy czas dla skóry. Moja skóra w tym czasie jest najczęściej sucha, a niekiedy wręcz przesuszona. Dlatego aktualnie stawiam na bardziej odżywcze formuły i treściwe konsystencje. Dziś pokażę kosmetyki, które włączyłam do swojej zimowej pielęgnacji ciała i które pomału wprowadzają mnie już w okres wiosenny, a wszystko to za sprawą ich owocowych zapachów!
Kosmetyki, które ostatnio pojawiły się w mojej pielęgnacji to przede wszystkim produkty naturalne, oparte na przyjaznych dla skóry składach, ale też miłych konsystencjach. Aby jak najlepiej przygotować skórę do zabiegów zawsze sięgam po kosmetyki oczyszczające i po peelingi.
Pierwszy i niezbędny krok, aby skóra odzyskała świeżość i miękkość, to oczywiście żel pod prysznic. Aktualnie używam żelu o wdzięcznej nazwie „Malinowy chruśniak” marki Hagi. To naturalny żel do mycia ciała, który pięknie pachnie malinami, czarną porzeczką i jeżynami. Owoce te podane są w słodkiej śmietanie i posypane cukrem pudrem. Tak właśnie pachnie słodki owocowy deser i taki sam aromat otacza mnie, kiedy używam tego żelu. Jest owocowo-słodki i bardzo przyjemny. Kosmetyk ten ma tak naturalny zapach, że mi kojarzy się bardziej z zapachem słodkich perfum a nie żelu pod prysznic. Roślinne ekstrakty z czarnej porzeczki, owoców granatu, malin i aloesu dobrze nawilżają skórę, a także łagodzą podrażnienia. Skóra po umyciu pozostaje aksamitna, gładka, dobrze oczyszczona i jest przygotowana na dalsze zabiegi.
Kolejnym krokiem w mojej pielęgnacji są peelingi. W mojej łazience pojawił się ostatnio peeling do ciała marki Organic Shop. Mam wersję z papają i ona pachnie cudownie! To także kosmetyk naturalny, jego skład to aż 99,54% składników naturalnych. Peeling jest delikatny dla skóry, a drobinki są naprawdę niewielkie, przypominają kaszkę manną. Kosmetyk oparty jest na naturalnych ekstraktach z papai i kryształkach cukru. Złuszcza skórę delikatnie, nie podrażnia jej i sprawia, że jest ładnie wygładzona i elastyczna. Kosmetyk pachnie przepięknie, jak bardzo soczysta i dojrzała w słońcu papaja. Aromat papai wypełnia całą łazienkę i pozostaje też lekko wyczuwalny na skórze. Uwielbiam ten peeling i jego soczysty zapach!
Drugi peeling, który w czasie zimy jest u mnie kosmetykiem obowiązkowym to peeling do ust. Już jakiś czas temu zainteresował mnie peeling Mokosh i bardzo się cieszę, że jego malinowa wersja pojawiła się na mojej półce. Malinowy peeling Mokosh bardzo dobrze się sprawdza na spierzchnięte usta, a teraz przez oddychanie na mrozie pod maseczką właśnie takie mam… Ten peeling pomaga mi i wręcz ratuje moje wymagające usta… Peeling do ust Malina zawiera w składzie kryształki cukru brzozowego, które skutecznie złuszczają i wygładzają, a także działają antybakteryjnie. Hipoalergiczna lanolina, masło Shea oraz wosk pszczeli natłuszczają wargi oraz chronią przed działaniem niekorzystnych czynników zewnętrznych. Olej z pestek malin wpływa na poprawę miękkości skóry ust. Inne olejki i witamina E zawarte w składzie kosmetyku silnie regenerują oraz zapobiegają wysuszeniu. Kosmetyk ten ma zbawienny wpływ na moje usta, przywraca im miękkość i gładkość, sprawia, że nakładane później balsamy, olejki i pomadki pielęgnujące lepiej wnikają w naskórek, a ja odczuwam poprawę stanu moich ust. Do tego… znów to napiszę – pięknie pachnie i jest cudownie owocowy! Te słodkie malinki są super apetyczne, a peelingu używam z przyjemnością!
Kolejny kosmetyk, który przenosi mnie w owocową krainę to olejek do ciała. Zimą olejki są u mnie w częstym użyciu, więc stosuję aktualnie odmładzający olejek Goargan+ z truskawką. Ten kosmetyk również ma świetny skład. Nie ma w nim GMO, olejów mineralnych, alergenów, silikonów, parabenów, sztucznych barwników. Jest za to połączenie olejku arganowego z olejkiem z pestek truskawek. Olejki te wpływają na wygładzenie, nawilżenie i zmiękczenie naskórka. Świetnie odżywiają skórę i mają działanie przeciwstarzeniowe. Skóra jest jędrna, elastyczna i przyjemnie gładka. Taka olejkowa pielęgnacja świetnie wzmacnia barierę lipidową naskórka i zapobiega utracie wody z naskórka. Olejek ma przyjemny zapach, lekko orientalny, ale z wyczuwalną nutą owoców truskawki.
Przed zastosowaniem olejku staram się zawsze, aby moja skóra była lekko wilgotna. Zwykle staram się nakładać olejek od razu po prysznicu, ale zdarza się, że czasem sięgam też po mgiełkę. Ostatnio w tej roli fajnie sprawdza się u mnie woda różana marki Make Me Bio. Woda ta ma formę spray’u, więc lubię jej używać tuż przed aplikacją olejku. Woda przeznaczona jest do twarzy, ja jednak stosuję ją z powodzeniem i do ciała. W połączeniu z olejkiem efekt jest bardzo dobry, bo pozwala intensywnie nawilżyć skórę. I choć nie jest to może kosmetyk owocowy, to dobrze wpisuje się w moją aktualną pielęgnację.
W torebce noszę krem do rąk z rokitnikiem marki Natura Siberica. Krem nawilża skórę dłoni i ma przyjemny zapach. Przed wyjściem z domu to pozycja obowiązkowa. Krem jest wypełniony organicznymi olejami z rokitnika ałtajskiego i amarantusa, które wyjątkowo skutecznie odżywiają i nawilżają nawet najbardziej suchą skórę rąk. Olej z żurawiny, bogaty w witaminy i antyoksydanty wzmacnia i chroni dłonie przed niekorzystnym wpływem czynników środowiskowych. Konsystencja kremu szybko się wchłania i delikatnie pachnie, a skóra od razu staje się miękka i jedwabista w dotyku. Kosmetyk ten nawilża dłonie, nie pozostawia lepkiej warstwy, a skóra jest miękka i odżywiona.
Wszystkie kosmetyki, które dziś opisałam są naturalne, przyjazne skórze i przyjemne w stosowaniu. Jeśli któryś z nich szczególnie Was zainteresował polecam serdecznie sprawdzenie ich na stronie Sklepu Bee. Znajdziecie tam m. in. kosmetyki naturalne i perfumy, są też kosmetyki dla dzieci, kosmetyki do opalania oraz wiele innych ciekawych produktów.