Ostatnia promocja na kolorówkę w Rossmannie oczywiście mnie skusiła. Nie mogło być inaczej;). Później weszłam jeszcze na chwilkę do TK Maxx. Tam również dwa drobiazgi wpadły mi w oko, a że były nietknięte i dobrze zabezpieczone, uznałam, że to super okazja. O tym, co udało mi się kupić z kolorówki i czy jestem zadowolona z moich nowych kosmetyków przeczytacie w dzisiejszym wpisie.
Podczas promocji w Rossmannie zdecydowałam się na dwa kosmetyki dobrze mi znane oraz kilka takich, które polecane są na blogach, a które chciałam sprawdzić.
Kosmetykiem, na który miałam ochotę już dawna jest cień w kremie Colorstay marki Revlon. Odcień, który najlepiej do mnie pasuje to oczywiście subtelny róż;) i tak oto sięgnęłam po kolor nr 745. Kolor ten to połyskujący jasny róż, który delikatnie wygląda na oku. Pierwsza warstwa jest lekko transparetna, ale cień możemy dokładać i stopniowo budować intensywność koloru. Cień rzeczywiście jest świetny: aplikuje się bez problemu, gładko przylega do skóry, świetnie się trzyma i nie zbiera w ciągu dnia w załamaniach, co przy kremowych cieniach bywa przecież częstym problemem. Mogę zapewnić Was, że ten cień zachowuje się idealnie i bez zarzutu, nawet po nałożeniu kilku warstw. Tak, z tego zakupu jestem z pewnością zadowolona!
Drugi kosmetyk jest mi bardzo dobrze znany i używany przeze mnie od dawna. To pomadka marki Pupa z linii Miss Pupa. Odcień nr 301 to malinowy chłodny róż, który przepięknie wygląda na ustach. To pomadka typu sheer, która w makijażu daje efekt podobny jak błyszczyk. Mój prześliczny malinowy róż wygląda naprawdę cudownie, a formuła i konsystencja bardzo mi pasują. Uwielbiam tę pomadkę i to jest pierwszy raz, kiedy kupiłam ponownie ten sam kolor. Z żadną inną pomadką innej marki nie zdarzyło mi się coś takiego, aby kupić po raz drugi dokładnie ten sam kolor, więc możecie sobie wyobrazić jak bardzo ją kocham! I chyba w końcu przygotuję o niej jakiś oddzielny wpis, gdzie opiszę ją dokładniej i pokażę w makijażu.
Kolejny kosmetyk, dobrze mi i również Wam znany to korektor Instant Anti Age Eraser marki Maybelline. Pisałam o nim we wpisie o ulubieńcach roku 2018 i przy okazji innych zakupów w drogerii Rossmann. Jego przyjemna konsystencja i to jak pięknie wygląda pod oczami, jak dobrze zakrywa cienie i jak ładnie się utrzymuje sprawiają, że wciąż po niego sięgam i wracam do niego. Jeśli już miałyście okazję go używać, pewnie wiecie co mam na myśli. To po prostu świetny korektor, który doskonale się sprawdza w makijażu i nie przesusza skóry pod oczami, co przecież też jest bardzo ważne przy tak delikatnej okolicy.
Kolejne dwa kosmetyki to produkty marki Deborah. Pierwszy z nich to korektor pod oczy z linii Age Reset. Po dwóch tygodniach używania tego kosmetyku, mogę stwierdzić, że nie przesusza skóry pod oczami, nie podkreśla zmarszczek i załamań skóry, a także ładnie stapia się z podkładem. Utrzymuje się również dobrze, poziom krycia ma zbliżony do korektora z Maybelline, ale jednak nieco delikatniejszy. Jeśli więc macie większe cienie pod oczami, to chyba lepiej wybrać inny korektor. Zaletą jest jego pielęgnacyjne działanie, to produkt przeznaczony do skóry dojrzałej. Wadą jest niestety odcień. Wybrałam jasny nr 1 Fair, który okazał się mimo wszystko trochę za ciemny. Na szczęście przed nami lato, więc za chwilę, kiedy będę muśnięta słońcem, powinno być lepiej;). Nie wiem jednak czy będę do niego wracać, prawdę mówiąc raczej nie powtórzę już tego zakupu.
Drugi kosmetyk marki Deborah to podkład DD Daily Dream, który kupiłam z myślą o mamie. Tym razem świadomie sięgnęłam po kolor Beige, który nie należy do jasnych. Moja mama posiada ciemniejszą karnację od mojej i myślę, że ten odcień powinien jej pasować. Ja na pewno wybrałabym dla siebie jaśniejszy. Podkład ma fajne krycie jak na kosmetyk DD, ładnie wygląda na skórze i ma przyjemną nawilżającą konsystencję. To niewiele wrażeń, ale tyle udało mi się sprawdzić podczas testu w drogerii, kiedy szukałam właściwego odcienia. Przy tej okazji dodam, że gama kolorystyczna jest niewielka i niestety brakuje w niej jaśniejszych kolorów. Zaletą tego kosmetyku jest dodatek serum, dzięki czemu ma on działanie nie tylko upiększające, ale i pielęgnacyjne. Powinien być fajny na lato zamiast klasycznego podkładu.
Na koniec zostawiłam jeszcze moje niewielkie zakupy kosmetyczne w TK Maxx. Jak wiecie trudno tam znaleźć kosmetyki kolorowe, które byłyby nietknięte. Sklep nie udostępnia testerów, więc wiele osób sprawdza to, co nie jest zabezpieczone. Mnie się jednak udało znaleźć piękną paletkę do makijażu Berry in Love nr 300 marki Revlon. W paletce mamy 6 cieni do powiek, 4 błyszczyki do ust oraz 1 róż.
Cienie są dobrej jakości i mają przepiękną kolorystykę. Znajdziemy tu 3 jasne odcienie różowo-lawendowe, jeden jasny beż oraz dwa chłodne brązy, którymi lubię podkreślać kontur oka. Cienie naprawdę fajnie wyglądają w makijażu i ładnie się trzymają w ciągu dnia. To zdecydowanie moja ulubiona chłodna kolorystyka pozwalająca na uzyskanie delikatnego dziennego makijażu z satynowym efektem. Paletka zawiera też 2 jasne błyszczyki, najjaśniejszy jest niemal niewidoczny, dodaje jedynie blasku ustom. Poniżej mamy też delikatny chłodny róż, który ślicznie i naturalnie wygląda na ustach. To taki mój naturalny kolor ust, lekko podbity różowym pigmentem. Piękny! Dwa następne odcienie są już mocniejsze, ładnie wyglądają w zestawieniu z beżem i ciemnym brązem na oku. Róż jest delikatny, lekko podkreśla policzki i dodaje świeżości. Z paletki jestem bardzo zadowolona, będzie idealna na podróże i na co dzień.
Ostatni kosmetyk to koloryzująca kredka do ust marki Sans Soucis. W Polsce ta marka nie chyba dostępna i można ją kupić chyba tylko w TK Maxx. Ja jednak znam dość dobrze kosmetyki Sans Soucis, wiele lat temu były dostępne w sklepach Galeria Centrum. Pamiętacie jeszcze tę sieć? Ja pamiętam dobrze, bo bardzo lubiłam robić tam zakupy. Kredka to takie koloryzujące i dobrze nawilżające masełko do ust. Konsystencja jest lekka, wręcz roztapiająca się na ustach, a efekt w makijażu przypomina taki, jak po użyciu satynowej pomadki. Początkowo aplikacji towarzyszy uczucie mrowienia ust, ale po kilku chwilach mija. Kolor, który wybrałam to oczywiście mój ukochany róż, tym razem w wersji delikatnej Pretty in Pink. Lekki, neutralny odcień, który pasuje do większości makijaży. Ze względu na masełkową konsystencję nie utrzymuje się specjalnie długo, ale kredka jest lekka, nieduża i mogę nosić ją ze sobą w torebce, więc ponowna aplikacja to nie problem.
Korzystałyście z promocji w Rossmannie? Jak udały się Wasze zakupy? A może spodobało się Wam coś z moich nowych kosmetyków?