Są takie perfumy, na które czekam już od chwili, gdy docierają do mnie pierwsze informacje o nowościach zapachowych danej marki. Niektóre zapachy o wiele bardziej niż inne przyciągają moją uwagę i intrygują mnie zanim jeszcze zdążę poznać ich pachnące nuty.
Zainteresowanie nowościami jakie pojawiają się co chwila na półkach perfumerii towarzyszy mi zawsze. Czasem jest większe, czasem mniejsze i zależy od marki, spisu nut, kategorii zapachowej i kilku jeszcze innych kryteriów, które niekiedy rozbudzają moją ciekawość, a innym razem potrafią ją ostudzić. Jednak pełne napięcia i ekscytacji oczekiwanie na premierę nowych perfum nie jest u mnie wcale aż tak częste, pomimo, że bardzo interesuje mnie pachnący świat, w którym zagłębiam się we wciąż nowe inspirujące opowieści. Wręcz przeciwnie – do tej pory zdarzyło się to zaledwie kilka razy, że zdążyłam niemal pokochać zapach nie znając go jeszcze zupełnie. Przemawia do mnie wówczas reklama perfum, ich flakon i spis nut zapachowych – te trzy wymiary podpowiadają mi, czego mogę się spodziewać po nowym zapachu. Podobnie było z perfumami My Burberry Blush – reklama i flakon – wszystko w odcieniach pudrowego spokojnego różu sugerowały mi wyraźnie, że polubię się z tą kompozycją. Spis nut zapachowych zawierający moje ulubione perfumowe nuty jedynie utwierdził mnie w przekonaniu, że dreszczyk emocji i oczekiwanie na tę premierę nie pojawiły się przypadkowo.
Dziś jednak nie przedstawię tego jak odbieram zapach i jakie budzi we mnie emocje. Chciałabym skupić się nie na samej kompozycji zapachowej, ale na marketingowej otoczce, która towarzyszy My Burberry Blush. Tak jak wspomniałam na początku – to reklama zwróciła moją uwagę i zasugerowała jakiego zapachu mogę się spodziewać.
Co mamy w reklamie? Przede wszystkim młodziutką urodziwą Lily James – ambasadorkę nowego zapachu i twarz kampanii reklamowej. Aktorka prezentuje przed obiektywem swoją eteryczną, ale też lekko zadziorną naturę. Jest delikatna i naturalna, ale jej spojrzenie mówi, że to tylko pozory, bo w oczach skrywa się coś znacznie więcej. Lily jest nieodgadniona, intrygująca zarazem i … naga.
Okryta jednie słynnym trenczem Burberry w odcieniu pudrowego różu z lekko rozchylonymi ustami i pofalowanymi od deszczu włosami wcale nie wygląda aż tak niewinnie. Wręcz przeciwnie, ona emanuje subtelnym erotyzmem, ale nie jest to nachalne, jest wysmakowane, a ona sama wyluzowana.
Autorem zdjęć do reklamy jest Mario Testino, który już od dłuższego czasu współpracuje z marką – jak zawsze z pełnym sukcesem, bo jego zdjęcia za każdym razem są niezwykłe i klimatyczne.
I na koniec kilka słów o flakonie. Różowy flakon doskonale oddaje charakter zamkniętej w nim, niezwykle kobiecej kompozycji. Detale zdobiące flakon bezpośrednio nawiązują do modowych korzeni marki – kościany korek inspirowany guzikami słynnego trencza Burberry oraz ręcznie wiązana wokół korka wstążka z różowej gabardyny, materiału wynalezionego przez Thomasa Burberry ponad 100 lat temu.
Niebawem przedstawię Wam recenzję zapachu My Burberry Blush, a poniżej jeszcze zdjęcie całej rodziny zapachów My Burberry.