Dbanie o ciało, o to żeby było gładkie i atrakcyjne nie zawsze jest łatwe, szczególnie jeśli mamy do czynienia z cellulitem. Ten problem dotyka wielu kobiet, bo budowa naszego kobiecego ciała sprawia, że tkanka tłuszczowa gromadzi się w miejscach takich jak uda, biodra, pośladki. Widoczne nierówności w strukturze skóry to wyraźny sygnał, że pojawiła się na niej pomarańczowa skórka, a to wygląda niezbyt nieestetycznie.
Każdego roku tuż przed sezonem wakacyjnym przypominam sobie o tym, że pora skupić się na tych trudniejszych częściach ciała i zadbać o ich wygładzenie. W tym roku miałam możliwość przetestowania kremu na cellulit marki Synchroline, przedstawiam Wam zatem moją opinię o tym kosmetyku.
Synchrocell to krem dedykowany specjalnie do walki z problemem jakim jest cellulit. Posiada właściwości napinające skórę dzięki obecności dwóch istotnych składników: diosminy i acetyloglukozaminy. Ich zsynchronizowane działanie decyduje o antycellulitowych właściwościach kosmetyku. Wyciąg z nasion kasztanowca poprawia krążenie w naczyniach krwionośnych skóry, a kwas glukuronowy poprawia jej nawilżenie. Dzięki zastosowanej technologii oleosomowej czas działania preparatu na skórę jest wydłużony, a efekty zostają wzmocnione. Kosmetyk posiada działanie wygładzające, uelastyczniające i głęboko nawilżające. Dzięki składnikom o właściwościach przeciwzapalnych i przeciwobrzękowych skutecznie likwiduje uczucie ciężkich nóg.
Kosmetyk zamknięty został w miękkiej, przyjemnej w użytkowaniu tubce. Konsystencja produktu jest gęsta, wymaga chwili na wmasowanie w ciało. Niestety jest również trochę lepka, co nie bardzo mi odpowiada. Zapach kosmetyku jest specyficzny, ale też delikatny, wyczuwalny jedynie w momencie aplikacji.
Efekty działania na skórę w moim przypadku są średnio widoczne, na pewno nie w takim stopniu jakiego bym oczekiwała. Podczas stosowaniu kosmetyku zauważyłam jedynie delikatne napięcie skóry, która stała się trochę bardziej elastyczna, nie jest to jednak duża poprawa. Oczekiwałam również wygładzenia ciała, które owszem udało mi się osiągnąć, ale dopiero wówczas, kiedy połączyłam stosowanie kremu z aktywnością fizyczną i wizytami w fitness clubie. Prawda jest oczywiście taka, że samo stosowanie kosmetyków przeciwko cellulitowi nie rozwiąże problemu i mam tę świadomość. Miałam jednak kosmetyki innych marek, które lepiej radziły sobie z tą przypadłością, nawet wówczas, kiedy nie ćwiczyłam wcale. Działanie tego kremu oceniam więc jako średnie. Pewne efekty są zauważalne, ale z wcześniejszych doświadczeń z innymi kosmetykami tego typu wiem, że mogłoby być lepiej.
Zaletą kremu jest fakt, że nie zawiera kofeiny i jest bezpieczny dla kobiet w ciąży, już od 4 miesiąca ciąży może być przez nie używany. Inny czynnik, który także przemawia na korzyść kremu to zniwelowanie ciężkości nóg, choć tego osobiście nie mogę potwierdzić, na szczęście nie mam takiego problemu.
Kosmetyk posiada jednak inną istotną właściwość – bardzo dobrze nawilża i odżywia skórę. Zwykle kremy na cellulit nie wykazują działania nawilżającego, a niektóre wręcz wysuszają. Krem Synchrocell ma pod tym względem przewagę, bo jego działanie nawilżające jak tak dobre jak klasycznego balsamu do ciała, co sprawia, że nie muszę sięgać po dodatkowy kosmetyk. Zauważyłam też, że bogata konsystencja kremu odżywia skórę, dzięki czemu prezentuje się ona lepiej. Pod tym względem jestem z tego kosmetyku zadowolona. Szkoda jednak, że nie sprostał on moim oczekiwaniom jeśli chodzi o zwalczanie pomarańczowej skórki. Na tym polu wypadł bardzo przeciętnie, ale cieszę się, że mógł mi służyć przynajmniej jako dobry kosmetyk nawilżający.
Znacie kosmetyki marki Synchroline? Jak się sprawdziły w Waszej pielęgnacji?